Kulinarne brednie.

Nie wszystkie dania wykonywane na podstawie przepisów  publikowanych tu i ówdzie a firmowanych przez uznanych restauratorów lub kuchmistrzów udają się, jak tego oczekujemy. Czasami nie udają się wcale, marnując nasz czas, zapał i pieniądze. Przyczyna? Może być ich wiele, na przykład: Autorytet przytacza sposób z pamięci a ta bywa zawodna i dobre intencje nic tu nie pomogą. Niekiedy napaple się byle czego, byle tylko dokonać efektownej autopromocji. Zdarzają się też brednie wyśpiewane świadomie "sobie a muzom", ale tak, by wszyscy usłyszeli głos kuchennego poety. Mam własną autorską śmiałą tezę, oto ona: jeśli danie wykonane według przepisu nie udało się, to tym gorzej dla przepisu. Kiedyś przydarzył mi się następujący wypadek: znalazłam w prasie kolorowej przepis na włoskie biszkopty, sygnowany nazwiskiem popularnej osoby,  znanej jako mistrzyni sztuk kulinarnych. Przepis na tyle mnie zainteresował, że postanowiłam z niego skorzystać i upiec, co głosił i jak głosił. Uległam magii autorytetu, choć zazwyczaj  jestem nieufna.  Starałam się bardzo a głos wewnętrzny niczego mi nie podpowiadał, ale gdyby mógł, to towarzysząc w tych cukierniczych zmaganiach robiłby zdziwioną minę. Efekt był taki: dziesięć  zmarnowanych jajek, ćwierć kilograma zmarnowanych bakalii, bez sensu zużyta elektryczna energia (na pracę miksera oraz piekarnika) i wielka góra naczyń do umycia.  O straconym czasie, w którym zdążyłabym pomalować wszystkie paznokcie a one zdołałyby wyschnąć, nie wspomnę. Tyle.

Okazuje się, że w 1937 roku też  trzeba było uważać na to, co się czyta, aby pochopnie nie przyswoić sobie pięknie ilustrowanych kulinarnych bredni. Oczywiście konkurencja na rynku wydawniczym istniała już wtedy, merytoryczne majaczenia niektórych autorów były tym samym wodą na jej młyn. 

Oto przykład: (… ) „Wynikają  z tego jadłospisy w praktyce niemożliwe, wprowadzające w błąd niedoświadczone gospodynie. Przykłady z pewnej książki: Obiad dla 5-ciu osób ma się składać:  z 1 kg ziemniaków, barszczu na smaku z 15 dkg.  jarzyn podbitego mlekiem (25 dkg.), bez jaja i okraszonego 2 dkg. (!) słoniny. Do 5-ciu kotletów bitych 1 jajko do panierowania i 6 dkg.  smalcu na smażenie. (…) Lecz praktyka przyrządzania potraw mówi, że niemożliwem  jest jednem jajem 5 kotletów na tyle zwilżyć, by mąka i bułeczka tarta do nich przylgnęła i by się potem należycie usmażyły. I dalej niemożliwem jest na 6 dkg. smalcu usmażyć 5 kotletów, gdyż w małej ilości tłuszczu przypalą się tak, że będą niemożliwe do zjedzenia. Podobnie około 24 plasterków jabłek w cieście przypali się na węgiel, jeżeli je będziemy smażyć na 5 dkg. smalcu, jak każe inny przepis we wspomnianej książce.” ( Antonina Piętkowa: „Nowoczesna Kuchnia Domowa”, W-wa 1937)

Wracając do nieudanych biszkoptów: piekę je teraz innym sposobem i są zadowalająco dobre. Bez smalcu.

Poprzedni wpisPieczeń Huzarska. Przedwojenny szyk.
Następny wpisDwa maślaki dla dwojga.
Zostaw komentarz