Gruba skóra, tęga zima.

Jesienią 1987 roku, kiedy wiadomo było wszystkim, że nadchodzący sezon narciarski będzie dla mnie w całości stracony, moja koleżanka krojąc cebulę stwierdziła: „Gruba skóra na cebuli jest. Zima będzie ostra”. Wiadomo, jak z koleżankami bywa-  szczerości  ich intencji nie można zakładać. Czasem w trosce o nas wygłoszą zdanie po to, byśmy nie czuły się zbyt zadowolone i nadmiernie pewne siebie, aby nie rosła w nas pycha. To nic złego, ot ludzka natura! Ze mną w odniesieniu do sportów zimowych 1987/88 było tak: skoro sama  nie mogłam skorzystać z dobrodziejstw zimowej aury, niechby  tak  nikt nie mógł, niech zima okaże się słaba. Zawsze wtedy lżej  zrobi się na sercu.  Nie chodzi tu o celowe sprawianie innym  przykrości, człowiek nie ma przecież wpływu na pogodę. Rzecz w tym, że gdy niesprzyjająco zadziałaby siła wyższa, osobnik nie dość, że nie czułby się osamotniony w nieszczęściu (jako istocie stadnej mniej mu żal, że nie może, skoro pozostali w tym czasie również nie mogą), to jeszcze siedzi w domu przed telewizorem bez wyrzutów sumienia i nie z aż tak wielkim poczuciem straty.

Mając powyższe na uwadze - wiadomo w jakim stopniu koleżanki potrafią być nieszczere - nie poddałam się. Przybierając obrzydliwą minę odparłam: „Co ma skóra do zimy? W gusła wierzysz.”. Pamiętam, co na to odpowiedziała koleżanka,  było to jedno, jedyne słowo: „Zobaczysz.”

Zobaczyłam. Zima 1987/88 nie była podobno zimą stulecia. Nie wiem na podstawie jakiego zbioru parametrów nadaje się porom roku takie miano. Stycznia, jak styczeń 1988 nie było w całym XX wieku: minus trzydzieści stopni w stolicy, półmetrowa warstwa śniegu w miastach a poza miastem dwumetrowe zaspy. Grudzień 1987  był jednym z bardziej śnieżnych i mroźnych. Pod koniec lutego następnego roku temperatury w mieście w dzień osiągały minus dwadzieścia stopni.

Czasami żałuję, że nie przyglądałam się dokładnie tamtej polskiej cebuli rocznik 87 a konkretnie jej skórze. Nie wiem według jakich danych poglądowych tak a nie inaczej oceniła skórę dawna koleżanka. Próbowałam kilkakrotnie przepowiadać pogodę w ten sam sposób, zawsze bez powodzenia.

Kilka dni temu zwróciłam uwagę na fakt, że tegoroczna cebula jest  inna niż cebula w poprzednich latach. Fajniejsza. Łatwo się ją obiera. Ma grubą, lśniącą, wysuszoną zewnętrzną łuskę. Jeśli to właśnie oznacza „grubą skórę”, zima 2014/15 będzie spektakularna: mroźna, śnieżna i długa.

Nie mam pojęcia  skąd cebula miałaby mieć wyprzedzającą wiedzę na temat konfiguracji frontów atmosferycznych, skoro zdobycze ludzkiej techniki pozwalają prognozować pogodę, o ile ma być rzetelnie,  najdalej z  dwutygodniowym wyprzedzeniem. Ponieważ nie znam również  zespołu czynników, które wymuszają u zwierząt  zmianę szaty z letniej na zimową i odwrotnie ( związek z ocieplającą lub oziębiającą się aurą nie zawsze występuje, raczej chodzi tu o zmiany ilości światła dziennego), nie neguję, że CEBULA WIE.

Dawna  koleżanka też na pewno wie. Wie jak spojrzeć aby wywróżyć…

… a jak się dzisiejsza moja opowiastka ma do nadchodzącej zimy?  Zobaczymy, lecz raczej nijak. Tegoroczna przedmiotowa cebula wróżebna pochodzi bowiem z importu.

Poprzedni wpisPolskie jabłka. Maślany placek.
Następny wpisForszmak. Duszone dobro narodowe.
Zostaw komentarz